Tadeusz
Tomaszewski
WYBITNY PLESZEWIANIN - WIKTOR TOMASZEWSKI, LEKARZ, UCZONY,
SPOŁECZNIK
„Dr Wiktor Tomaszewski jest umiłowanym obywatelem miasta Edynburga,
który „przybył, zobaczył i zwyciężył”.
On przez pół wieku jako lekarz służył ofiarnie współmieszkańcom i
przez cały ten czas był sercem oddany swej umiłowanej ojczyźnie -
Polsce.
"Uznany i ceniony przez środowisko lekarskie i pacjentów. Bardzo
dobrze rozumiał kruchość istoty ludzkiej odwiedzając swoich
pacjentów w zaułkach starego miasta i rejonach, w których mieszkają
ludzie niezamożni. On niósł pomoc cierpiącym kiedy rozwój medycyny
spowodował, że jedne z chorób stały się całkowicie uleczalne, lecz
tym w samym czasie inne zaczęły dominować i to nie tylko te, które
dotykają osób starszych.”
Słowa te wypowiedział w laudacji profesor Carins Atkin dziekan
Wydziału Medycznego Uniwersytetu Edynburskiego podczas nadania
doktoratu honoris causa memu zacnemu stryjowi Wiktorowi
Tomaszewskiemu.
To właśnie wtedy po raz pierwszy w historii Uniwersytetu
Edynburskiego tj. od roku 1582 tak podniosłej rangi uroczystość była
otwierana przez katolickiego arcybiskupa, a nie jak jest w zwyczaju
w starych uniwersytetach brytyjskich przez duchownego
protestanckiego. Trzeba tutaj nadmienić, że inicjatywa zaproszenia
jego ekscelencji Arcybiskupa st. Andrews i Edynburga Keith O’Brien’a
wyszła od władz uniwersytetu. Chciano tym gestem uświetnić
uroczystość, gdyż nadawano doktorat honorowy lekarzowi katolikowi,
którego bardzo ceniono i poważano. Okoliczności te są dodatkowym
powodem, by stwierdzić, że była to niezwykła uroczystość.
Zastanawiałem się potem nad tym, co ukształtowało mego stryja, że z
takim poświęceniem i troską traktował bliźnich i Ojczyznę. Odpowiedź
jest prosta: to dom rodzinny pełen ciepła i miłości, to otoczenie, w
którym od najmłodszych lat wzrastał, które ukochał - to Pleszew i
jego mieszkańcy.
Wiktor Tomaszewski urodził się w Pleszewie 17 marca 1907 roku. Jego
rodzicami byli Maria z domu Urbaniak i Wincenty Tomaszewscy.
Prowadzili zakład ogrodniczy. Atmosfera, jaką stworzyli w domu, była
przepełniona patriotyzmem i przywiązaniem do wiary ojców i
polskości, poczuciem prawdy i uczciwości, rozumieniem wagi sumiennej
pracy własnej i poszanowania dla pracy innych. Rozpoczynając swoją
książkę „Wspomnienia z lat dawnych” pisze:
Zaczynam moje wspomnienia od najwcześniejszych lat mojego życia, od
pierwszych przebłysków świadomości otaczającego mnie świata. Piszę
je od tego odcinka życia, który formuje przyszły pogląd na świat i
nastawienie do środowiska, w którym się żyje. Środowisko to, to
zabór pruski, w którym Polacy żyli od przeszło 100 lat, pod stale
narastającym, nie przebierającym w środkach uciskiem
germanizacyjnym. Jest to spojrzenie w złą przeszłość, która oby się
nigdy nie powtórzyła.
Jednak mimo tych gorzkich wspomnień były chwile, które dawały
nadzieję:
Pamiętam dobrze kometę Halleya. Zacząłem wówczas czwarty rok życia.
Do dziś mam przed oczyma ciepły majowy wieczór. Przypominają mi się
dziwnie poważne twarze znajomych moich rodziców, którzy przyszli do
naszego zakładu ogrodniczego, by wspólnie oglądać niezwykłe zjawisko
natury. W pamięci utkwiły mi słowa zatroskanych gości, obserwujących
niebo: będzie nieszczęście - będzie choroba będzie zaraza - będzie
wojna - będzie Polska. Nie zdawałem sobie sprawy, co te słowa
znaczą. Wyczuwałem tylko, że idzie coś nowego, coś niezwykłego, coś
wielkiego.
...Nierzadko odwiedzał nasz ogród przezacny ksiądz proboszcz
Niesiołowski, który był duszą polskiego ruchu w mieście. Cieszył się
gdy wszyscy tzn. brat, siostra i ja ledwo odrośliśmy od ziemi,
potrafiliśmy odmawiać przed nim pacierz po polsku.
W piątym roku życia dzięki matce nauczył się czytać i pisać po
polsku. Rodzice abonowali polskie gazety które bardzo go
fascynowały, gdyż na nich sprawdzał umiejętność rozpoznawania
wyrazów i czytania. Został także czytelnikiem i częstym gościem
Towarzystwa Czytelni Ludowych mieszczącym się przy kościele.
W szóstym roku życia został zapisany do niemieckiej szkoły „Bürgerschule”,
gdyż panowało wśród Polaków przekonanie, że należy się kształcić, a
dobra znajomość języka niemieckiego jest bardzo ważna. Jak dalej
wspomina: W tej szkole nabyłem pełnej polskiej świadomości
narodowej. Już w pierwszym roku szkolnym, gdy rozmawiałem na
dziedzińcu z kolegą Polakiem po polsku, otrzymałem potężnego i
bolesnego kopniaka z ostrzeżeniem „hier spricht man deutch” (tu mówi
się po niemiecku), nawet nie od nauczyciela, ale od starszego ode
mnie ucznia Niemca (mój ojciec jako rekrut w niemieckim wojsku za
czasów Bismarcka, za rozmowę w języku polskim dostał w twarz od
oficera, z ostrzeżeniem, takim samym jak ja).
Wróciłem do domu rozżalony, z płaczem. Dlaczego mnie biją? Nie
zrobiłem nikomu nic złego. Moja droga matka przytuliła mnie i dała
mi wskazania na całe życie: „jesteśmy w niewoli na naszej własnej
ziemi, bądź cicho, ucz się, jak będziesz kimś, to się im
odwdzięczysz.”
Po roku nauki został przeniesiony do szkoły powszechnej, gdzie nauka
odbywała się też tylko po niemiecku, lecz prawdopodobnie ze względu
na przebieg wojny od 1916 roku władze pruskie zezwoliły na 1 godzinę
tygodniowo nauki czytania po polsku. Regularną naukę historii Polski
odbywał w tajnym kółku prowadzonym przez Marię Bociańską. Praktyczna
nauka historii też odgrywała niemałą rolę, gdyż po prawie
osiemdziesięciu latach wspominał: W 1917 roku moja matka zabrała
mnie na dawno obiecaną wycieczkę do Poznania, aby pokazać mi na
Starym Rynku polski ratusz zbudowany przed 400 laty, na którego
szczycie był orzeł polski z koroną. Wtedy też po raz pierwszy
zobaczyłem wartownię zbudowaną przez ostatniego króla Polski.
Wybuch Powstania Wielkopolskiego i odzyskanie niepodległości było
dla niego wielkim przeżyciem i tak opisuje wydarzenia w Pleszewie:
Przed ratuszem, bankiem, pocztą i starostwem stanęły posterunki
żołnierzy z opaską biało-czerwoną na ramieniu, w czapkach, lecz już
bez niemieckiego godła. Pierwszym spontanicznym czynem rozradowanych
mieszkańców miasta było usunięcie ogromnej korony cesarskiej,
wykutej w piaskowcu, umieszczonej na szczycie pomnika w parku
miejskim. Pomnik ten, wzniesiony ku czci Bismarcka, był symbolem
narodowego ucisku Polaków. Gruby łańcuch i dwa mocne konie zerwały
koronę z pomnika wśród nieopisanego entuzjazmu zebranych
mieszkańców. Konie szły kłusem wlokąc szybko koronę po granitowym
bruku i wywołując tym snopy iskier. Gdy ten triumfalny zaprzęg
dotarł na rynek, korona została złożona przed ratuszem jako trofeum.
W ciągu kilku godzin zdołano odkuć niemieckie tablice informacyjne z
murów ratusza i innych gmachów, wśród powtarzających się okrzyków
„Niech żyje Polska”. Niemieckie napisy zniknęły tej nocy również z
szeregu ulic. Przekonałem się o tym następnego dnia.
Wróciłem do domu nad ranem, pełen wrażeń, szczęśliwy i zadowolony.
Nie mogłem zasnąć przez dłuższy czas. Przypomniała mi się kometa
Halley’a. Do końca życia pamiętać będę mój pierwszy dzień wolności.
Zaczął się rok 1919. Żyliśmy już w wolnej Polsce.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości sprawy potoczyły się
szybko i już w marcu 1919 roku opiekę nad szkołą objęło kuratorium w
Poznaniu. Wprowadzono skauting, a do drużyny pleszewskiej należało
około 40 harcerzy:
W Pleszewie gorącym jego (skautingu-t.t.) propagatorem był
nieoceniony ksiądz proboszcz Niesiołowski. Nie mam dość słów uznania
dla tego ruchu młodzieżowego, który rozwijał wszystko co najlepsze i
najszlachetniejsze w człowieku. W naszej trzeciej klasie prawie
wszyscy wstąpili do harcerstwa. Moi koledzy wybrali mnie zastępowym.
Wybór nakładał na mnie obowiązek dogłębnego zapoznania się z całą
dostępną literaturą o skautingu. Wówczas to po raz pierwszy
zapoznałem się z broszurami o udzielaniu pierwszej pomocy w nagłych
wypadkach. Publikacje te tak mnie zafascynowały, że zadecydowały o
moim przyszłym zawodzie.
W 1925 roku Wiktor Tomaszewski zdaje maturę i zapisuje się na
Wydział Lekarski nowo utworzonego Uniwersytetu Poznańskiego.
Po przyjeździe do Poznania zamieszkują z Ludwikiem Grają, kolegą z
tej samej klasy, który zapisuje się na romanistykę, w skromnym
pokoiku przy ul. Strzeleckiej. Jedzą też skromnie, najczęściej tylko
śniadania i kolacje - wędzone szprotki z bułką i owoce. Są jednak
szczęśliwi: Byliśmy młodzi, zadowoleni i pełni radości życia,
szczęśliwi, że możemy studiować na polskim uniwersytecie w wolnej
Polsce.
Już od pierwszego roku studiów rozpoczyna pracę naukową. Najpierw
pod kierunkiem profesora Adama Wrzoska (1875 - 1965) organizatora i
pierwszego dziekana Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego,
wspaniałego wykładowcy i przyjaciela młodzieży. To pierwsze prace
pod jego kierunkiem i zapewne jego opinia przyczyniła się do
uzyskania przez Wiktora Tomaszewskiego w październiku 1926 roku,
czyli po pierwszym roku studiów stypendium państwowego dla wybitnie
uzdolnionych studentów. Stypendium to wynosiło 120 złotych
miesięcznie. Od tego momentu mógł całkowicie poświęcić się
studiowaniu medycyny i pracy naukowej.
Co roku w okresie wakacji przyjeżdża do Pleszewa dla odbycia
praktyk, w szpitalu prowadzonym przez Zakon Służebniczek
Najświętszej Maryi Panny. Pomaga przy operacjach, w izbach chorych i
przy wizytach prywatnych. Jest pod wrażeniem doktora, któremu
asystuje:
Doktor, chirurg i ogólny praktyk w jednej osobie, powiedział mi
kiedyś: „W prywatnej praktyce powstaje ambarasująca sytuacja, gdy po
wyleczeniu pacjent pyta się - ile kosztuje? Chciałbym dożyć takich
czasów, gdy leczenie będzie dla wszystkich równe i bezpłatne”.
Przypomniały mi się te słowa, gdy w Wielkiej Brytanii w 1948 roku
wprowadzono powszechną i bezpłatną służbę zdrowia. Niestety nie na
długo. Już po kilku latach zaczęły się pierwsze ograniczenia.
W trakcie studiów prowadził pod kierunkiem doc. dr. M.
Ćwirko-Godyckiego badania antropometryczne dzieci w poznańskich
szkołach, a pod kierunkiem prof. Wrzska prace związane z
selekcjonowaniem zawartości urn z grobów wczesnosłowiańskich. Na
czwartym i piątym roku działał w Kole Medyków i prowadził wykłady
rozpowszechniając higienę i profilaktykę zdrowotną z zakresu chorób
zakaźnych, a w szczególności gruźlicy, dla członków Towarzystw
Rzemieślników i Robotników. W czasie kryzysu gospodarczego końca lat
20., przez wiele tygodni bierze udział w akcji badania chorych i
rozdawania bezpłatnych leków bezdomnym i bezrobotnym w mieście
Poznaniu.
Na czwartym roku studiów poznaje swojego mistrza, o którym pisze: z
ojcowską troskliwością i zrozumieniem kierował moim wykształceniem
specjalistycznym - pleszewianina z urodzenia, wspaniałego lekarza
praktyka i pasjonata doświadczalnych prac naukowych profesora
Wincentego Jezierskiego (1874 - 1945). Od tego momentu Wiktor
Tomaszewski jest związany, a od 1932 zostaje zatrudniony przez
profesora w kierowanej przez niego II Klinice (Terapeutycznej)
Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Poznańskiego mieszczącej się w
Szpitalu Miejskim.
Po piątym roku studiów zdecydował się na odbycie dwumiesięcznej
praktyki w Busku Zdroju pod okiem lekarza społecznika dr.
Starkiewicza - organizatora sanatoriów i szpitali dla dzieci chorych
na gruźlicę pochodzących z niezamożnych rodzin.
Studia medyczne kończy w 1931 r. Otrzymuje tytuł Doktora Wszechnauk
Lekarskich, a w 1932 r. po odbyciu wymaganego stażu prawo wykonania
zawodu.
Dotychczasowa praca naukowa zostaje uwieńczona przygotowaniem
rozprawy doktorskiej pt. „Kształty głów ludzkich w norma verticalis”
i jej obrony. Na ich podstawie w 1932 roku otrzymuje tytuł doktora
medycyny. W latach 1932 - 34 dodatkowo studiuje psychologię i
filozofię na Wydziale Humanistycznym UP i uzyskuje w 1935 roku
dyplom magistra, a dyplom doktora filozofii w 1937 roku,
przedkładając i broniąc pracę pt. „Wpływ psychiki na serce, oddech i
ciśnienie krwi.”
Znając zainteresowania poparte solidną pracą jeszcze w 1934 roku
prof. Jezierski zleca Wiktorowi Tomaszewskiemu prowadzenie,
nowoczesnej jak na ówczesne czasy, pierwszej uniwersyteckiej
pracowni EKG, uprzednio kierując go na miesięczny kurs w Allgemeines
Krankenhaus we Wiedniu, jednego z najlepszych ośrodków
kardiologicznych na świecie. W tym też roku zostaje nagrodzony przez
fundację Sieragowskich 1000 złotową dotacją z przeznaczeniem na
wyjazdy zagraniczne. Dotację tę przeznacza na trzymiesięczny pobyt w
Zakładzie Fizjologii Uniwersytetu w Lozannie w Szwajcarii. [...]